LionsWare Artur Wrzałkowski

LionsWare Artur Wrzałkowski

niedziela, 29 czerwiec 2014 02:00

Biuletyn studencki DEKAEN


Zapraszamy do pobierania pierwszego numeru biuletynu studenckiego DEKAEN – tutaj.

W numerze:
  • Kamil Kusier – SZKOLENIE MŁODZIEŻY GŁUPCZE!
  • Małgorzata Hinca-Kusiak – WYBRANE POWIEŚCI GROZY, CZYLI WAMPIR ZACHODNI vs WAMPIR WSCHODNI
  • Wojciech Milewski – ERASMUS NA KRECIE
  • Dawid Trudziński – SAMORZĄD STUDENTÓW – CO TO TAKIEGO?
  • Przemysław Kobus – WRÓG NUMER JEDEN – PRAWDA CZY FIKCJA?
  • Mateusz Patelczyk – „CESARZ” – CYWILIZACJA TOTALITARNEGO RAJU
  • Paweł Kusiak – GRANICA JEST TUTAJ, NA WESTERPLATTE!
Artykuły można również przeczytać na w zakładce Dziennikarskiego Koła Naukowego – tutaj.


Etiopia, Addis Adeba, połowa lat siedemdziesiątych. W głębokiej konspiracji Ryszard Kapuściński zaczyna wywiad z ludźmi, którzy większą część życia spędzili na usługach Króla Królów Etiopii, a teraz muszą obawiać się o swoją głowę. Boją się, gdyż kraj opanowuje wojna domowa. Ludzie, najczęściej żołnierze, którzy niedawno służyli Cesarzowi, teraz walczą z resztkami jego zwolenników o władzę w kraju, który Hajle Sellasje I zwykł nazywać Afrykańskim Rajem i swoim dziełem życia jako bożego syna. W takich warunkach polski reportażysta rozpoczyna pisanie książki pt. „Cesarz’’, docenionej później na całym świecie.

Lekturę „Cesarza” rozpoczynamy od poznania ludzi, którzy przez kilkanaście lat pełnili jakieś stanowiska w świcie Króla Królów Etiopii. Mamy więc człowieka, którego zajęciem było podkładanie poduszek pod nogi Cesarza. Mamy też kogoś, kto zajmował się wyłącznie ścieraniem odchodów psa władcy. Wszystkie osoby mówią o swoich zajęciach z dumą i zadowoleniem. Czujemy coraz większe poczucie absurdu. Już z pierwszych akapitów kształtujemy sobie obraz absurdalnego systemu stworzonego w myśl jednego człowieka – analfabety i osoby nie mającej pojęcia o czymś takim jak filozofia i demokracja. Kapuściński przedstawia Cesarza w sposób ironiczny i groteskowy. Szybko oswajamy się z postacią Hajle Sellasje. Czasami może wydawać się wręcz sympatyczna. Kapuściński stara się przedstawić władcę jako samotnego wojownika, który wytrwale stara się zmienić swój kraj. Skupia się na tym, co ukazuje wszystkie absurdalne kaprysy i maniery, oraz pokazuje nam ściśle określony plan dnia. Dalej czytamy już kolejne opisy rządów Cesarza, który wydaje się dobrym(sprawiedliwym…?) i sympatycznym władcą. Cesarz to wielki mąż stanu, jest dobry dla ludu. Sprowadza inżynierów z dalekiej Europy i chce zbudować nowoczesną Etiopię, która ma stworzyć wysoką cywilizację na biednym kontynencie Afryki. Zmienia prawa obyczajowe na nowe – cywilizowane. Wydaje pierwsze codzienne gazety, wprowadza elektryczność, likwiduje handel niewolnikami, sprowadza samochody i samoloty, powołuje pierwszy uniwersytet, za własne pieniądze wysyła studentów do Europy i USA. Wszystko to buduje jak najbardziej pozytywny obraz Cesarza. Jednak od razu dostrzegamy oczywistą i dużą wadę Cesarza – jest człowiekiem niezwykle rozrzutnym, wydaje potężne kwoty na swoje utrzymanie. Buduje pałace, w których przebywa tylko jeden dzień w roku. Z jego rezydencji oraz samochodów (22 Roll’s Royc’e) i świty tworzy swój własny, odrębny świat, który tak bardzo różni się od reszty Ojczyzny, udręczonej biedą i nędzą. Wkrótce samowładztwo Cesarza zostaje zakłócone przez incydenty i nieporozumienia, czego efektem staje się dojście do głosu służby Cesarza. Rozpoczynamy podróż w głąb tajemnic organizacji państwa Hajle Selasje.

aaaad
Sposób rządów i atmosfera w kraju


Lektura „Cesarza” zaczyna wkraczać w kluczową fazę, jesteśmy w stanie sami demaskować prawdziwe oblicze. Zaczynamy czuć strach i respekt przed władzą, jaki towarzyszy całej świcie Hajle Sellasje, który był człowiekiem nieufnym i skrytym. Otaczał się ludźmi, którzy będą zawsze lojalni i wierni. On sam skorzystał z chwili nieuwagi i słabości swojego poprzednika, by w roku 1916 za pomocą ambasad zachodnich dokonać zamachu stanu, usuwając następcę tronu Lydża Ijasu, więc znał sposoby w jakie mógłby zostać pozbawiony władzy. Towarzyszył mu wręcz chorobliwy lęk przed zdradą i spiskami. Okazuje się, że pierwszą zmianą jaką wprowadził po objęciu rządów, było utworzenie siatki szpiegów i donosicieli. Nikt nie mógł czuć się bezpiecznie. Bezpośrednie otoczenie władcy to ludzie zaufani, ale dla Cesarza to jeszcze za mało. Wymyślił system, w którym płacił za lojalność. Dochodziło nawet do sytuacji, w której człowiek z ulicy zostawał prawą ręką Selasje. Postępowanie to było nielogiczne, ale niezwykle skuteczne. Jednak właśnie to okazuje się słabym ogniwem w tej machinie władzy. Dzięki hojnym wypłatom, elita rządząca to bogaci, zarozumiali panowie. Dochodzi do wewnętrznych konfliktów wśród służby. Każdy stara się być blisko Cesarza, co oznaczało większe pieniądze. Dzień władca zawsze zaczynał jak zwykle od starannego wysłuchania donosów. Noc jest dla Hajle Selasje najgorszą porą dnia, gdyż wtedy nie ma wpływu na to, co dzieje się w państwie. Sen cesarza jest porą dla spiskowców i zamachów stanu. Dzięki swoim szpiegom doskonale ocenia sytuację. Nikt nie potrafi zgadnąć, o czym myśli władca Etiopii. Wszelkie szczegóły z życia kraju muszą być zaopiniowane przez Cesarza. Mimo wielu absurdów, rządził w swoim odczuciu sprawnie i rozważnie. Niestety, otoczenie Cesarza okazuje się podstępne i fałszywe. Wkrótce to ono stanie się główną przyczyną upadku władcy Etiopii. Zaczynają powstawać tajne organizacje i spiski. Walczą elity, buntują się studenci wykształceni w znacznej mierze za granicą, a nawet chłopstwo. Władza zaczyna tracić poparcie. Ostatni ratunek Cesarz widział w armii. Wojsko wychodzi na ulice, tłumi wiece poprzez mordy na demonstrantach, często kobietach i dzieciach. Nie na długo. Wkrótce buntuje się nawet armia, co skutkuje wybuchem narodowej rewolucji. Kapuściński powraca jednak do postaci Cesarza. Przedstawia go jako opuszczonego i zdradzonego. Cesarz pragnął dobra ludu i chciał go przekształcić w porządną cywilizację. Gubiło go jednak pragnienie bycia na czele, bycia władcą, a nawet bogiem. Wszystko to stwarza obraz władcy, który pragnie zagospodarować kraj na swój własny wzór, dążąc do realizacji swoich chorych wizji.


Dlaczego warto po nią sięgnąć?


„Cesarz” Ryszarda Kapuścińskiego to książka wartościowa, wydana w 1978 roku. Przedstawia władzę totalitarną w sposób ironiczny oraz dość łatwy do odebrania dla zwykłego czytelnika nie znającego poszczególnych charakterystyk różnych systemów władzy. Autor mistrzowsko pokazuje czytelnikowi, że totalitaryzm to system chory i niewydolny. Jego wewnętrzne sprzeczności prędzej czy później doprowadzą zawsze do końca tego ustroju. Choć Cesarz rządził swym krajem od roku 1930 do 1974, z pięcioletnią przerwą na okupację włoską, to w końcu zostaje pozbawiony wszystkiego. Mimo to, ciągle uważa się za Króla Królów Cesarstwa Etiopii, co pokazuje czytelnikowi ciemnotę i pozbawianie realnej analizy własnej sytuacji przez władzę totalitarnego państwa. Jest to dzieło, które ośmiesza również (oczywiście nie bezpośrednio) kraje realnego socjalizmu, do których w owym czasie należała Polska. Polacy mogą w sposób szczególny porównać czasy książki do okresu sprawowania władzy przez Wojciecha Jaruzelskiego. Ironia, poczucie absurdu i beznadziejności wynika z umiejętnego sposobu pisania Kapuścińskiego. Czytając jego dzieło z łatwością możemy odnieść problemy w nim zawarte nie tylko do Etiopii, ale też skłaniamy się do myśli o innych tego typu systemach w różnych krajach o podobnej charakterystyce, których nie brak było w ówczesnym świecie. „Cesarz”, który zdobył uznanie jako połączenie reportażu i kroniki w jedną całość, jest dziełem nietypowym, docenionym później w całym zachodnim świecie. Otrzymał wiele wyróżnień w prasie, np. brytyjskim „Sunday Times”. Autor porównany został do takich pisarzy jak Albert Camus. Niezależnie od systemu władzy oraz czasów, w jakich żyjemy, książka ta jest ponadczasowa, godna polecenia i bardzo wartościowa dla każdego czytelnika, zarówno wymagającego jaki i takiego, dla którego tematy polityczne nie są tematami najważniejszymi.


Mateusz Patelczyk

Akademia Marynarki Wojennej
Stosunki międzynarodowe
sobota, 13 wrzesień 2014 02:00

Szkolenie młodzieży głupcze!


W Polsce powstało przeszło dwieście orlików. Część z nich sfinansowało Ministerstwo, część prywatne przedsiębiorstwa, które nagle postanowiły dofinansować sport młodzieżowy. I tutaj pojawia się pewne zastrzeżenie, bo czy na tych boiskach rzeczywiście gra młodzież? Jeśli tak, to kiedy?

Na większości boisk ministerialnych (tak je nazwijmy), grać można w ustalonych godzinach. Od 9:00 rano do późnych godzinnych wieczornych, z reguły jest to godzina 22:00. W dni robocze na grę nie ma co liczyć, bo boiska są na terenie szkoły. W weekend trenują tam albo szkolne drużyny, albo gra ojciec z synem.

Skąd ten brak młodych chłopaków i dziewcząt na boiskach z „publicznych” pieniędzy? Nie jest to przecież wina rodziców, którzy nie puszczają swoich kilkuletnich pociech po godzinie 18:00 na dwór. Nie jest to wina przysłowiowego pana Jana, który między godziną 18:00 a 22:00 musi pilnować oświetlenia na orliku. Nie jest to wina szkoły. No właśnie! Czy nie jest?

Po szkole szkoła

Jak wygląda życie dzieci w polskiej szkole? Standardowo idą do niej już na godzinę 8:00, zajęcia trwają z reguły do 15:00. Młodzież wraca do domu i do godziny 18:00, a czasami nawet dłużej, odrabia lekcje. Czasu na grę nie za wiele. Ktoś powie, że mogą przecież grać w weekendy. Możliwe to jest ewentualnie w sobotę. Niedziela? Nauka na poniedziałek i inne dni.

Praca domowa często jest specyficzną przeszkodą w rozwoju młodych ludzi. Kiedy dziecko ma mieć czas dla siebie, na rozwijanie swoich hobby, na bycie KREATYWNYM? Szkolnictwo już od podstawówki zabija w młodych ludziach to, co powinno być pielęgnowane – KREATYWNOŚĆ.

Co daje praca domowa? W rozumieniu nauczycieli, ma ona za zadanie sprawdzić wiedzę, jaką nabyliśmy w szkole. Ma sprawić, że utrwalimy to, czego się nauczyliśmy. W praktyce jest tak, że realizujemy niczemu nie przydatne zadania, tworzymy prezentacje, piszemy opowiadania, wypracowania, czy później eseje, referaty, których nikt tak naprawdę nie czyta, nie słucha, nie analizuje. Jak wszędzie są oczywiście wyjątki, potwierdzają one jednak tylko regułę.

Pytanie, jak to zmienić? Idealnym przykładem jest tutaj Hiszpania. Można powiedzieć, że mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego do najinteligentniejszych nie należą. Można im zarzucić lenistwo i inne przywary, ale jeżeli mówimy o piłce, to musimy przyznać, że Real Madryt i FC Barcelona to obecnie jedne z najlepszych klubów na świecie. Kto wygrał mistrzostwa Europy w Austrii i Szwajcarii? Hiszpania. Kto wygrał mistrzostwa Świata w RPA? Hiszpania. Kto wygrał Euro w Polsce i na Ukrainie? Hiszpania. Czy trzeba coś jeszcze dodawać?

Jak tam wygląda szkoła? Zajęcia   oczywiście odbywają się w podobnych godzinach jak w Polsce, z tą różnicą, że na ostatniej godzinie wszyscy razem odrabiają lekcje. Po szkole książki zostają w szafkach. Później jest czas wolny, czas na kreatywność, na pasję, na rozwój. Taki system ma swoje plusy i minusy. Będę jednak bronił opinii, że człowiek ambitny, ciekawy świata, zawsze będzie się rozwijał. Jeżeli ktoś chce, to książki zabierze do domu, ale po co go zmuszać.


PZPN – Piłka Zepsuła Polaków Najmłodszych

Okrzyki o PZPN są powszechnie znane. Powszechnie są uznawane za wulgarne, choć ponoć wulgaryzm użyty w odpowiedni sposób jest możliwy do zaakceptowania. Obecnie nastały czasy „nowej miotły”. Choć słowo „nowej” z dobroci serca pominę. Zbigniew Boniek i spółka zmieniają polski futbol, a za sprawą wiceprezesa Romana Koseckiego zmieniać mają również polską młodzież.

Zmiany rozpoczynają się od Centralnej Ligi Juniorów, która zastąpić ma Młodą Ekstraklasę. Z powagi sprawy zakpiono. Bo zastąpienie martwego produktu drugim martwym produktem, jest warte tyle, co przełączenie się z Wiadomości w TVP2 na Teleexpress w TVP1. Różnica? Brak… no, może z wyjątkiem prowadzących i wizualnej otoczki.

Gdzie leży błąd? W okręgowych związkach, w szkółkach piłkarskich, w podejściu do szkolenia młodzieży? Nie, moim zdaniem chodzi o szersze podejście do szkolenia dzieci. W Polsce przez wiele lat panował jeden schemat piłkarza – powinien być wysoki, mieć budowę ciała jak kulturysta, a w dodatku musi być szybki i zwinny. W tym celu, od szóstego, czasami ósmego roku życia, w polskich klubach dzieci prowadzane są na siłownię. Świętej pamięci profesor Jerzy Wielkoszyński, którego miałem okazję poznać w Zamościu, wykazał to na przykładzie adeptów futbolu – konkretnych juniorów lokalnego klubu, którzy z piłką szybko się rozstaną. Z grupy przeszło dziesięciu chłopców, dzisiaj w piłkę w miarę zawodowo gra jeden. Jest nim Tomasz Demusiak ze Stali Stalowa Wola (choć słowo zawodowiec w drugiej lidze jest mocno przesadzone, skoro w ekstraklasie pełno amatorów).

Jak to zmienić? Ponownie, trzeba odnieść się do wspominanej Hiszpanii, gdzie przez pierwsze lata treningu jedynym narzędziem z jakim dzieci mają styczność jest piłka. Odpowiednio dobrany trening dla młodego człowieka w zupełności wystarczy, aby poprawić jego wydolność i koordynację, aby pracować nad budową ciała, które jest w najszybszej fazie rozwoju.

Zachwycaliśmy się sukcesem reprezentacji Polski do lat 17. Przypominam – Piłkarze trenera Marcina Dorny zdobyli brązowy medal na mistrzostwach Europy. Ten, kto oglądał turniej rozgrywany na Słowenii, mógł zauważyć, że ci zawodnicy technicznie są o dwie klasy gorsi od rywali. Zapytacie, skąd zatem ten sukces? Moim zdaniem został on zwyczajnie wybiegany i wygrany siłą oraz taktyką i dyscypliną.

Co możemy zrobić? W Polsce, aby uczyć dzieci gry w piłkę nożną, wystarczy mieć albo znajomości, albo zrobić kurs na instruktora. Licencje trenerskie w Polskim Związku Piłki Nożnej są trudne do zdobycia. Powinniśmy zadbać, aby chętni, młodzi, zdolni ludzie mieli łatwy dostęp do szkół trenerskich, które pozwalają na uzyskanie odpowiednich uprawnień. Ponadto, powinno wprowadzić się szczegółowe obostrzenia dokładnie określające kiedy do treningu można wprowadzić ćwiczenia obciążające i rozwijające mięśnie. Dodatkowo, praca trenerska musi być stosowanie wynagradzana finansowo, żeby ci nie zastanawiali się czy z treningu zdążą do pracy.

Polska piłka, szczególnie ta młodzieżowa, leży. Duże znaczenie dla jej rozwoju będzie miał obecny sezon piłkarskiej ekstraklasy, w którym coraz odważniej stawia się na młodych. Ci z kolei, odwdzięczają się dobrą grą, a w przypadku Arkadiusza Milika, czy Rafała Wolskiego, także sporym zastrzykiem gotówki dla klubu, który wychował danego piłkarza.


Złota rada na koniec

Pomimo tych wszystkich świetnych wzorów, na które w dziedzinie szkolenia dzieci i młodzieży się powołujemy, warto zawsze pamiętać o naszej indywidualnej specyfice. Nie wszystkie dobre rozwiązania można żywcem przenieść na nasze warunki. Nawet najlepsza kopia, gorsza jest od przeciętnego oryginału. Liczę, że podejście do szkolenia zmieni się, że postawimy na profesjonalizm, a ten w perspektywie kilku lat zaowocuje nam wynikami, na które tak bardzo w Polsce czekamy.


Kamil Kusier

Student
Akademia Marynarki Wojennej
Stosunki międzynarodowe


sobota, 13 wrzesień 2014 02:00

Test DKN aktualności 2

Test DKN aktualności 2
sobota, 13 wrzesień 2014 02:00

Test DKN aktualności 1

Test DKN aktualności 1
sobota, 13 wrzesień 2014 02:00

Test DKN aktualności

Test DKN aktualności
sobota, 13 wrzesień 2014 02:00

Aktualności DKN

piątek, 12 wrzesień 2014 02:00

Erasmus na Krecie


Zwiedzając wyspę odniosłem wrażenie, że mieszkańcy żyją z nią w zgodzie – wiodąc spokojne i pełne harmonii życie, korzystając z jej dobrodziejstw, a jednocześnie nie ingerując w środowisko naturalne. Warto wspomnieć, że jest to zupełnie inny styl życia, niż ten, według którego żyjemy na co dzień w Polsce. Kreteńczycy przede wszystkim nigdzie się nie śpieszą (wyjątkiem są dostawcy kebabów).

Na Erasmusa chciałem jechać od zawsze, a w zasadzie od czasu, kiedy dowiedziałem się, że taki program istnieje. Już na początku studiów zacząłem poważnie myśleć o wyjeździe, jednak wówczas nie znałem jeszcze swojej macierzystej uczelni. Stąd też postanowiłem, że pierwszy rok spędzę w Gdyni. Nie zdążyłem się obejrzeć, a nadszedł rok drugi – bardzo intensywny. Przeróżne inicjatywy, zaangażowanie na rzecz Akademii Marynarki Wojennej i przede wszystkim zgrana ekipa przyjaciół sprawiły, że nie miałem ochoty wyjeżdżać za granicę. Pod koniec drugiego semestru zorientowałem się, że zaczyna się rekrutacja na Erasmusa – na kolejny rok. Pomyślałem sobie: „teraz albo nigdy”. Złożyłem papiery i parę tygodni później byłem po procedurze weryfikacyjnej, którą przeszedłem pozytywnie. Zakwalifikowałem się na wyjazd na Kretę.

Kreta jest rozległą wyspą – ma 260 km długości i od 12 do 60 km szerokości. Leży niemal na krańcu Europy – w miejscu, gdzie ściera się klimat śródziemnomorski, kontynentalny i afrykański, tworząc najdogodniejsze warunki do egzystowania w Europie (dlatego też mieszkańcy Krety cieszą się tak długim życiem). Doskonała pogoda, urozmaicone ukształtowanie terenu, a także świetna kuchnia regionalna czynią wyspę idealnym miejscem do zamieszkania.

Wakacje zleciały nadzwyczaj szybko i w końcu nadszedł dzień wylotu. Wraz z moimi dwiema koleżankami z AMW wystartowaliśmy z Rębiechowa w Gdańsku. Wystarczyły dobre dwie godziny lotu, żeby znaleźć się w zupełnie innej rzeczywistości.

Po wylądowaniu, pierwszym co do nas dotarło, była fala gorąca. Oczywiście spodziewaliśmy się wysokich temperatur, jednak 28 °C (jak na początek jesieni), to wartość dość wysoka – stąd też, zanim zdążyliśmy opuścić lotnisko, byliśmy już nieźle zgrzani. Nie marnując czasu, szybko udaliśmy się na poszukiwania jakiejś taksówki, która zawiozłaby nas na dworzec autobusowy, by dalej pojechać prosto do miejsca przeznaczenia – czyli do Rethymno. Tuż za rogiem czekała na nas wypolerowana „E klasa” Mercedesa (Grecy bardzo dbają o interes) i przemiły (niski) Grek, który zorientowawszy się gdzie chcemy jechać, zaproponował nam podwózkę do Rethymno, za jedyne… 85 €. Grzecznie odmówiliśmy i po chwili byliśmy na dworcu, pełnym wrzeszczących ludzi i nowiutkich autokarów z gwiazdą na masce. „Kryzys…” – pomyślałem sobie. Kupiliśmy bilety i moment później byliśmy w trasie, by za dobrą godzinę dojechać do Rethymno.

Tuż po przyjeździe czuliśmy się zdezorientowani. Było już ciemno, a my nie znaliśmy miasta (dzięki Bogu mieliśmy mapę, poza tym kierowaliśmy się zasadą „koniec języka za przewodnika”), więc z początku trochę błądziliśmy – wiedzieliśmy jednak, że szukamy Youth Hostel’u i dwadzieścia minut później trafiliśmy do celu. Na przywitanie wyszedł nam zarządca – Sasa, bardzo sympatyczny i pomocny Serb, który podarował nam dodatkową mapę i objaśnił, jak poruszać się po mieście. Po dość długiej i serdecznej rozmowie, ogarnęliśmy się i bezzwłocznie ruszyliśmy na miasto, które chwilę później rzuciło na nas urok, trwający do dzisiaj. Do białego rana tułaliśmy się wówczas po starówce, popijając wino i ciesząc się chwilą, będąc jednocześnie pod wrażeniem nocnego życia, jakie prowadzą mieszkańcy Rethymno. Pomimo tego, że przyjechaliśmy na sam koniec sezonu, miasteczko kładło się spać około 2:00 w nocy.

Rethymno to trzecie co do wielkości miasto Krety. Bez wątpienia jest ono miejscem o unikalnych walorach turystycznych. Jego architektura oraz położenie sprawiają, że ciężko jest znaleźć miejsce równie urokliwe, jak i atrakcyjne. Rozciągająca się (od samego centrum) dwunastokilometrowa, piaszczysta plaża, labirynt wąskich uliczek na starówce, port z latarnią wenecką, górująca nad miastem forteca i przede wszystkim ciekawa historia przyprawiają o zawrót głowy. Warto wspomnieć, że ta mała mieścina ma w swych dziejach okupację arabską, wenecką, turecką i hitlerowską, dlatego też Rethymno cechuje się niezwykle interesującą i urozmaiconą zabudową – co warto zobaczyć na własne oczy.

W hostelu spędziliśmy kilka dni, czekając, aż w jednym z apartamentowców zwolni się dla nas mieszkanie. W międzyczasie dziewczyny zaczęły narzekać na warunki, w związku z czym całej naszej trójce ulżyło, gdy w końcu rozpakowaliśmy się we własnym lokum. Jak się chwilę później okazało, we wspomnianym budynku mieszkało już siedmioro Erasmusów – Asia, Kasia, Kira, Jacek, Paweł, Sebastian i Tomek. Nie minął jeden dzień, a poznaliśmy resztę studentów przybyłych na University of Crete w ramach wymiany, łącznie kilkadziesiąt osób, tworzących mozaikę narodowościową.

Poczuliśmy się jak w domu, będąc w obcym środowisku. Po trwającym dwa dni przywitaniu, pojechaliśmy wreszcie na uczelnię – żeby dać znać, iż w ogóle dotarliśmy,a także zapoznać się z planem zajęć.

Uniwersytet Kreteński zlokalizowany jest na płaskowyżu górującym nad Rethymno. Uczelnia ma parterową zabudowę, dzięki czemu z wielu miejsc roztacza się zapierający dech w piersiach widok – na błękitne morze i położone niżej miasteczko.

Kiedy dotarliśmy do sekretariatu zostaliśmy poinformowani, że nasze zajęcia będą prowadzone po grecku, a nie po angielsku – ponieważ uczelnia nie ma środków, aby opłacić anglojęzycznych wykładowców. Ta informacja praktycznie zwaliła nas z nóg, lecz jak się potem okazało – nie do końca było to prawdą. Przedmioty realizowane w ramach Erasmusa były interesujące (zwłaszcza Local State and development policy in China i State and Human Rights), a pracownicy uniwersytetu uprzejmi i pomocni.

Przed nami zarysowała się ciekawa perspektywa – tak się bowiem złożyło, że mieliśmy sporo wolnego czasu, czasu którym trzeba dysponować, by móc zwiedzać (nie wspominając o pieniądzach). Nie zwlekaliśmy, więc i ciesząc się doskonałą pogodą zwiedzaliśmy wyspę (głównie jej zachodnią część), odwiedzając m. in. najpiękniejsze miasto Krety, wybudowane w stylu weneckim – Chanię, Knossos (Pałac Minojski), kilkukrotnie Heraklion (Muzeum Archeologiczne, Muzeum Flory i Fauny, Twierdza Wenecka, Kościół św. Tytusa, itd.), lagunę Balos, wąwóz Mali, a także masę mniejszych miejscowości i przeróżnych wiosek – ukazujących prawdziwe życie mieszkańców Krety i samo jej oblicze. Po przejechaniu kilkuset kilometrów samochodem, odbyciu licznych przechadzek oraz podróży „na stopa” mogę być w pełni zadowolony, że udało mi się zobaczyć tak wiele – czego nie udałoby się zrobić, odwiedzając to miejsce typowo turystycznie. Dopiero po kilku miesiącach pobytu na Krecie człowiek zaczyna „przesiąkać” tutejszym stylem życia i jest w stanie obrać szeroką perspektywą na otaczającą go rzeczywistość.

Kreta słynie z doskonałej kuchni - opartej na prostych przepisach oraz wyłącznie naturalnych i absolutnie świeżych składnikach. Na stole królują przyprawiane na różne sposoby warzywa i sałatki, jagnięcina, koźlina, drób oraz owoce morza i ryby. Za dodatek mogą posłużyć sery i jogurty, a także wyjątkowy miód (z ziół, szyszek, tymianku itd.). Wszystko to możemy popić kieliszkiem raki (wódka destylowana z winogron/rodzynek/fig) lub nieprzeciętnymi, samorobnymi winami, które sprzedawane są bez banderoli praktycznie w każdym sklepie, podobnie jak alkohole wysokoprocentowe.

Zwiedzając wyspę odniosłem wrażenie, że mieszkańcy żyją z nią w zgodzie – wiodąc spokojne i pełne harmonii życie, korzystając z jej dobrodziejstw, a jednocześnie nie ingerując w środowisko naturalne. Warto wspomnieć, że jest to zupełnie inny styl życia, niż ten, według którego żyjemy na co dzień w Polsce. Kreteńczycy przede wszystkim nigdzie się nie śpieszą (wyjątkiem są dostawcy kebabów). Siedzą w knajpkach, których jest bez liku – i sączą raki (nie mylić z rakiją!), ciesząc się towarzystwem oraz przepiękną pogodą. Potrafią zostawić samochód na przejściu dla pieszych i pójść po bułki do sklepu, a w tym czasie nikt nawet nie zatrąbi…

Cztery miesiące spędzone na Krecie minęły wyjątkowo szybko i nie zdążyłem się obejrzeć, a znalazłem się z powrotem w Polsce. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że Erasmus to nie tylko wyjątkowe przeżycia i ogromny bagaż doświadczeń, ale także niezwykła szansa – by poznać inną kulturę, ciekawych ludzi i nowe języki. Do dzisiaj często wspominam odwiedzone miejsca na Krecie, cały polski „Erasmus Team” oraz masę przeróżnych, najczęściej spontanicznych, sytuacji. Nie zapominam również o znajomych, którzy w tej chwili rozrzuceni są po całym świecie.


Wojciech Milewski

Student
Akademia Marynarki Wojennej
Stosunki międzynarodowe






 
piątek, 12 wrzesień 2014 02:00

Konsultacje dr A. Łapa

Dodatkowe konsultacje dr A. Łapy odbędą się 16.09.2014 r. w godzinach 10.00-12.00 w gabinecie 222/5
piątek, 12 wrzesień 2014 02:00

Militaria w edukacji historycznej

Informujemy, że ukazał się ramowy program, organizowanej przez Wydział Nauk Humanistycznych i Społecznych AMW, ogólnopolskiej konferencji naukowej pt. „Militaria w edukacji historycznej” – ZOBACZ.