Techniki przymusu nazywane są TRP (Target Rating Point), należą do nich m.in. waterbording, głodzenie więźniów, groźby, poniżanie na oczach kobiet (bardzo hańbiące dla wierzących muzułmanów). Szczególnie szokujące wrażenie wywarło na mnie też zamykanie więźnia na 24 godziny w małej skrzyni, której rozmiar powoduje skurcz mięśni, oraz czasową utratę koordynacji ruchowej.

Film „Wróg numer jeden” miał swoją światową premierę 19 grudnia 2012 roku, natomiast polscy widzowie mogą go oglądać w kinach od 8 lutego 2013 roku. Reżyserem jest Kathryn Bigelow, zaś scenariusz napisał Mark Boal. Budżet filmu wyniósł ponad 20 mln dolarów. Film otrzymał Oskara za najlepszy montaż dźwięku. Obraz należy do gatunku thrillerów politycznych. Twórcy są zdania, że bazuje on na prawdziwych wydarzeniach. „Wróg numer jeden” opowiada o polowaniu na członków organizacji Al-Kaida. Akcja filmu rozgrywa się na przestrzenie dziesięciu lat: od czasu ataków na WTC i Pentagon 11 września 2001 roku, aż do schwytania i zabicia Osamy Bin Ladena w 2011 roku. 

Fabuła filmu przedstawia losy członków tajnych służb amerykańskich. Celem grupy agentów CIA było wytropienie i zlikwidowanie Bin Ladena, wszelkimi dostępnymi środkami.  Główną narratorką historii jest młoda agentka CIA Maya, która przez 8 lat próbuje zlokalizować terrorystę na terenie Bliskiego Wschodu. Zostaje ona oddelegowana do tajnego więzienia CIA o nazwie Black Site.

W rolę agentki Mayi wcieliła się Jessica Chastain. Gwiazda zagrała m.in. w takich filmach jak: „Służące” czy „Dług”. Kreacja we „Wrogu numer jeden” to pierwsza tak poważna rola aktorki. Maya to młoda kobieta, agentka CIA, która została przeniesiona na Bliski Wschód, aby zająć się przesłuchaniami przetrzymywanych więźniów, podejrzewanych o współprace z Al-Kaidą. Jest ona bardzo silna psychicznie i nieustępliwa. Konsekwentnie prowadzi  śledztwo, pomimo zagrożenia ze strony członków organizacji Bin Ladena. Kolejnym z bohaterów jest Dan, jeden z członków zespołu Mayi. Dan to mężczyzna w średnim wieku, agent CIA. Przesłuchuje on świadków w bezwzględny i okrutny sposób. W rolę Dana wcielił się Jason Clarke. Aktora znamy głównie z roli w filmie „Wróg Publiczny”.

 
Charakterystyczną postacią jest również szef miejscowej jednostki CIA. Mowa tutaj o Josephie Bradleyu. Bradley niezbyt ufa metodom śledczym stosowanym przez młodą agentkę. Jednakże zachowanie i znaczny wpływ Mayi na śledztwo, zmusza go do współpracy oraz umożliwienia agentce wszelkich działań wywiadowczych. Szef zdaje się nie zwracać uwagi na procedery, które dzieją się w bazie więziennej. W rolę Bradleya wcielił się Kyle Chandler, znany m.in. z takich filmów jak: „Operacja Argo” czy też „Super 8”.  

Pozostałe postacie filmu to członkowie zespołu dochodzeniowego, urzędnicy państwowi, żołnierze Navy Seals, grupy bojowników, a także członkowie organizacji terrorystycznych uwięzieni przez amerykańskich agentów. W pozostałe role wcielili się m.in. Jennifer Ehle, Mark Strong, James Gandolfini oraz Joel Edgerton.

W miarę rozwoju filmowych wydarzeń, śledztwo prowadzone przez Mayę i jej zespół natrafia na ślad Bin Ladena. Wielka zemsta na przywódcy Al-kaidy staje się coraz bardziej realna. Według informacji uzyskanych przez CIA, Bin Laden znajduje się w Pakistanie. W filmie ukazane jest, że CIA nie było do końca przekonane czy rzeczywiście na obrzeżach miasta Abbottabad, w posiadłości innego z terrorystów, przebywa Bin Laden. W międzyczasie toczy się o to spór na linii Waszyngton-Black Site CIA. Przedstawiciele Białego Domu dają 50% pewności co do faktycznego zlokalizowania miejsca. Jedynie młoda agentka jest w stu procentach przekonana o słuszności odkrycia.

W filmie ukazane zostały również stasowane przez USA metody skutecznego przesłuchiwania więźniów. Nie zważa się na cierpienia zadane skazańcowi, liczą się tylko efekty w postaci cennych danych. Techniki przymusu nazywane są TRP (Target Rating Point), należą do nich m.in. waterbording, głodzenie więźniów, groźby, poniżanie na oczach kobiet (bardzo hańbiące dla wierzących muzułmanów). Szczególnie szokujące wrażenie wywarło na mnie też zamykanie więźnia na 24 godziny w małej skrzyni, której rozmiar powoduje skurcz mięśni, oraz czasową utratę koordynacji ruchowej.



Podsumowując, sam obraz mnie nie przekonał. Owszem, scenografia, udźwiękowienie czy budżet są imponujące. Pewnego smaczku dodaje filmowi gra aktorska Jessicy Chastain. Nie spodziewałem się po niej takich umiejętności. Jednakże dialogi i reszta obsady wypadły poniżej oczekiwań. Czekałem na ten film i bardzo się rozczarowałem, chociaż interesuje mnie tematyka terroryzmu. Film oceniam na 6 w dziesięciopunktowej skali.  Według mnie, to niestety zwykła fikcja i subiektywna wizja Kathryn Bigelow. Obraz traktuję jako  kolejną  tego  typu  Amerykańską propagandę. Jedyne co w nim intrygujące, to sceny tortur. Przyznaję, że zaprezentowane metody przesłuchiwania więźniów do głębi mnie zszokowały. Z jednej strony pragnę sprawiedliwości za wszelką cenę, jednakże z drugiej strony warto się zastanowić,  czy zasadne jest zadawanie wielkiego bólu, choćby najgorszemu wrogowi?


Przemysław Kobus

Akademia Marynarki Wojennej
Stosunki międzynarodowe

Nie ma chyba w Polsce uczelni, która nie posiadałaby organu reprezentującego studentów. Niekiedy nazywa się on „Prezydium Samorządu Studentów”, czasami „Parlament Studentów”, a równie często po prostu „Samorząd Studentów”. Nazwa nie ma znaczenia. Zawsze chodzi o grupę osób, których zadaniem jest dbanie o sprawy związane z komfortem studiowania. Postawmy sobie jednak pytanie: czym tak naprawdę jest samorząd studentów i jakimi sprawami się on zajmuje?

Czy samorząd studentów posiada swój własny budżet? Tak, posiada! Budżet samorządtu studentów pochodzi ze środków finansowych, które zapewnia uczelnia.

Każdy samorząd studentów działa w Polsce w oparciu o Ustawę z dnia 27 lipca 2005 r. Prawa o szkolnictwie wyższym. Dokument ten wymienia samorząd studencki jako ciało, w skład którego wchodzą wszyscy studenci danej uczelni. Wiele osób błędnie interpretuje kompetencje samorządu, myląc je z tym, co widziało podczas nauki w poprzednich latach.  W porównaniu z liceum czy szkołą podstawową,  członkowie samorządu skupiają w swoich rękach potężny oręż.

Przede wszystkim, samorządowcy mają realny wpływ na regulamin studiów. Każda jego zmiana musi być przez nich zaakceptowana. Co prawda, Senat uczelni może odrzucić ich sprzeciw większością 2/3 głosów statutowego składu. Niemniej, nie zawsze musi być to prosta sprawa.
Studenci mają ponadto pewien wpływ na kwestie związane z jakością kształcenia. Co prawda, w tym przypadku kompetencje samorządu są ograniczone tylko do opiniowania planów studiów, a i opinia nie musi być wiążąca dla władz wydziału czy uczelni. Jednak sam głos studentów w sprawie dalszego rozwoju edukacyjnego musi zostać wypowiedziany.

Jak wysoki jest budżet samorządu? To zależy od stanu finansowego całej uczelni, od jej wielkości, liczby studiujących tam osób. Każdy samorząd posiada od kilkudziesięciu tysięcy do kilkuset tysięcy złotych na swoją działalność.

Bardzo ważną rolę odgrywa samorząd podczas podziału środków pieniężnych. Z budżetu państwa pochodzą fundusze na różnego typu stypendia czy zapomogi. Podział tych dofinansowań zawsze dokonywany jest przez rektora,  ale w porozumieniu z samorządem studentów. Nie chodzi tu jednak tylko o konsultacje rektora z  samorządem, ale o zgodę prezydium na taki, a nie inny podział środków.

Ważnym elementem działalność studenckich samorządów są organizowane przez nie imprezy okolicznościowe. Do najgłośniejszych z nich należą bez wątpienia różnego typu juwenalia. Te najbardziej rozpoznawalne to Ursynalia, organizowane między innymi przez Samorząd Studentów SGGW w Warszawie, oraz Kortowiada tworzona przez Radę Uczelnianą Samorządu Studenckiego UWM w Olsztynie. Na te imprezy zjeżdżają muzycy nie tylko z Polski, ale także z całego świata. Niemniej, Akademia Marynarki Wojennej nie musi patrzeć w ich kierunku z zazdrością. Wraz z Akademią Morską w Gdyni możemy poszczycić się Gdyńskim Festiwalem Kultury Studenckiej Delfinalia.

Czy studenci w samorządzie pobierają pensje za swoją pracę? Nie, gdyż praca w samorządzie jest pracą społeczną i ma na celu rozwijanie zdolności i umiejętności studenta. 

Praca w samorządzie może być bardzo ważnym, życiowym doświadczeniem . Pozwala dojrzeć i nauczyć się brania odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Towarzyszy jej świadomość, że reprezentuje się interesy wszystkich uczących się osób. Przy okazji poznaje się też panujący w Polsce system prawny, a przede wszystkim prawo o szkolnictwie wyższym i zasady pomocy materialnej. Zdobywa się przez to świadomość  co do swoich praw i obowiązków. Działalność w samorządzie uczy solidarności oraz pracy zespołowej. Otwiera ona też perspektywę poznania osób, których normalnie nie mielibyśmy szans spotkać. Studenci w samorządzie nabywają ponadto wiedzę co do organizacji  różnego rodzaju przedsięwzięcia, konferencji, czy  imprez.

Każdy z samorządów w Polsce zrzeszony jest w Parlamencie Studentów Rzeczypospolitej Polskiej. Organ ten reprezentuje wszystkich studentów w naszym kraju. W skład PSRP wchodzą różnego rodzaju komisje branżowe. Nasza uczelnia zrzeszona jest m.in. w Forum Uczelni Technicznych oraz Komisji Uczelni Mundurowych. We władzach tej drugiej zasiada studentka AMW, która jest Sekretarzem Komisji Uczelni Mundurowych PSRP. Warto również odnotować, że Akademia ma swojego członka w Radzie Studentów PSRP. Ponadto, z naszej uczelni wywodzą się także eksperci Polskiej Komisji Akredytacyjnej ds. studentów.

Na co idą pieniądze samorządu studentów? Przede wszystkim na działalność studencką. To z tych pieniędzy organizowane są np. otrzęsiny, juwenalia, imprezy tematyczne czy też bale studentów. To jednak nie wszystko. Pieniądze przeznaczane są też na działalność kół naukowych. 

Działalność w samorządzie studenckim rozwija wiele umiejętność oraz poszerza horyzonty. Pomaga to w gromadzeniu intelektualnego kapitału niezbędnego do startu w dorosłe życie. Szczególnie ważne jest to dziś, kiedy absolwentów uczelni wyższych jest coraz więcej, a ich dyplomy znaczną coraz mniej. Samo ukończenie studiów nie gwarantuje już pewnej  i godziwej pracy. Nie ma co obrażać się na rzeczywistość, ale trzeba umieć się w niej odnaleźć. Praca w samorządzie pozwala rozwijać kompetencje miękkie, które w przyszłości mogą zdecydować o lepszej posadzie. Może to, czego tutaj się nauczymy, będzie tą przysłowiową „wisienką na torcie”, która pozwoli nam zabłysnąć  podczas rozmowy kwalifikacyjnej. A może ktoś z nas wymyśli świetny pomysł na własny biznes i wypełni rynkową próżnię? Wszystko jest możliwe. Najważniejsza jest pasja – tylko ci, którzy ją posiadają, są w stanie odnieść prawdziwy sukces.


Dawid Trudziński
Akademia Marynarki Wojennej
Stosunki międzynarodowe

Etiopia, Addis Adeba, połowa lat siedemdziesiątych. W głębokiej konspiracji Ryszard Kapuściński zaczyna wywiad z ludźmi, którzy większą część życia spędzili na usługach Króla Królów Etiopii, a teraz muszą obawiać się o swoją głowę. Boją się, gdyż kraj opanowuje wojna domowa. Ludzie, najczęściej żołnierze, którzy niedawno służyli Cesarzowi, teraz walczą z resztkami jego zwolenników o władzę w kraju, który Hajle Sellasje I zwykł nazywać Afrykańskim Rajem i swoim dziełem życia jako bożego syna. W takich warunkach polski reportażysta rozpoczyna pisanie książki pt. „Cesarz’’, docenionej później na całym świecie.

Lekturę „Cesarza” rozpoczynamy od poznania ludzi, którzy przez kilkanaście lat pełnili jakieś stanowiska w świcie Króla Królów Etiopii. Mamy więc człowieka, którego zajęciem było podkładanie poduszek pod nogi Cesarza. Mamy też kogoś, kto zajmował się wyłącznie ścieraniem odchodów psa władcy. Wszystkie osoby mówią o swoich zajęciach z dumą i zadowoleniem. Czujemy coraz większe poczucie absurdu. Już z pierwszych akapitów kształtujemy sobie obraz absurdalnego systemu stworzonego w myśl jednego człowieka – analfabety i osoby nie mającej pojęcia o czymś takim jak filozofia i demokracja. Kapuściński przedstawia Cesarza w sposób ironiczny i groteskowy. Szybko oswajamy się z postacią Hajle Sellasje. Czasami może wydawać się wręcz sympatyczna. Kapuściński stara się przedstawić władcę jako samotnego wojownika, który wytrwale stara się zmienić swój kraj. Skupia się na tym, co ukazuje wszystkie absurdalne kaprysy i maniery, oraz pokazuje nam ściśle określony plan dnia. Dalej czytamy już kolejne opisy rządów Cesarza, który wydaje się dobrym(sprawiedliwym…?) i sympatycznym władcą. Cesarz to wielki mąż stanu, jest dobry dla ludu. Sprowadza inżynierów z dalekiej Europy i chce zbudować nowoczesną Etiopię, która ma stworzyć wysoką cywilizację na biednym kontynencie Afryki. Zmienia prawa obyczajowe na nowe – cywilizowane. Wydaje pierwsze codzienne gazety, wprowadza elektryczność, likwiduje handel niewolnikami, sprowadza samochody i samoloty, powołuje pierwszy uniwersytet, za własne pieniądze wysyła studentów do Europy i USA. Wszystko to buduje jak najbardziej pozytywny obraz Cesarza. Jednak od razu dostrzegamy oczywistą i dużą wadę Cesarza – jest człowiekiem niezwykle rozrzutnym, wydaje potężne kwoty na swoje utrzymanie. Buduje pałace, w których przebywa tylko jeden dzień w roku. Z jego rezydencji oraz samochodów (22 Roll’s Royc’e) i świty tworzy swój własny, odrębny świat, który tak bardzo różni się od reszty Ojczyzny, udręczonej biedą i nędzą. Wkrótce samowładztwo Cesarza zostaje zakłócone przez incydenty i nieporozumienia, czego efektem staje się dojście do głosu służby Cesarza. Rozpoczynamy podróż w głąb tajemnic organizacji państwa Hajle Selasje.

aaaad
Sposób rządów i atmosfera w kraju


Lektura „Cesarza” zaczyna wkraczać w kluczową fazę, jesteśmy w stanie sami demaskować prawdziwe oblicze. Zaczynamy czuć strach i respekt przed władzą, jaki towarzyszy całej świcie Hajle Sellasje, który był człowiekiem nieufnym i skrytym. Otaczał się ludźmi, którzy będą zawsze lojalni i wierni. On sam skorzystał z chwili nieuwagi i słabości swojego poprzednika, by w roku 1916 za pomocą ambasad zachodnich dokonać zamachu stanu, usuwając następcę tronu Lydża Ijasu, więc znał sposoby w jakie mógłby zostać pozbawiony władzy. Towarzyszył mu wręcz chorobliwy lęk przed zdradą i spiskami. Okazuje się, że pierwszą zmianą jaką wprowadził po objęciu rządów, było utworzenie siatki szpiegów i donosicieli. Nikt nie mógł czuć się bezpiecznie. Bezpośrednie otoczenie władcy to ludzie zaufani, ale dla Cesarza to jeszcze za mało. Wymyślił system, w którym płacił za lojalność. Dochodziło nawet do sytuacji, w której człowiek z ulicy zostawał prawą ręką Selasje. Postępowanie to było nielogiczne, ale niezwykle skuteczne. Jednak właśnie to okazuje się słabym ogniwem w tej machinie władzy. Dzięki hojnym wypłatom, elita rządząca to bogaci, zarozumiali panowie. Dochodzi do wewnętrznych konfliktów wśród służby. Każdy stara się być blisko Cesarza, co oznaczało większe pieniądze. Dzień władca zawsze zaczynał jak zwykle od starannego wysłuchania donosów. Noc jest dla Hajle Selasje najgorszą porą dnia, gdyż wtedy nie ma wpływu na to, co dzieje się w państwie. Sen cesarza jest porą dla spiskowców i zamachów stanu. Dzięki swoim szpiegom doskonale ocenia sytuację. Nikt nie potrafi zgadnąć, o czym myśli władca Etiopii. Wszelkie szczegóły z życia kraju muszą być zaopiniowane przez Cesarza. Mimo wielu absurdów, rządził w swoim odczuciu sprawnie i rozważnie. Niestety, otoczenie Cesarza okazuje się podstępne i fałszywe. Wkrótce to ono stanie się główną przyczyną upadku władcy Etiopii. Zaczynają powstawać tajne organizacje i spiski. Walczą elity, buntują się studenci wykształceni w znacznej mierze za granicą, a nawet chłopstwo. Władza zaczyna tracić poparcie. Ostatni ratunek Cesarz widział w armii. Wojsko wychodzi na ulice, tłumi wiece poprzez mordy na demonstrantach, często kobietach i dzieciach. Nie na długo. Wkrótce buntuje się nawet armia, co skutkuje wybuchem narodowej rewolucji. Kapuściński powraca jednak do postaci Cesarza. Przedstawia go jako opuszczonego i zdradzonego. Cesarz pragnął dobra ludu i chciał go przekształcić w porządną cywilizację. Gubiło go jednak pragnienie bycia na czele, bycia władcą, a nawet bogiem. Wszystko to stwarza obraz władcy, który pragnie zagospodarować kraj na swój własny wzór, dążąc do realizacji swoich chorych wizji.


Dlaczego warto po nią sięgnąć?


„Cesarz” Ryszarda Kapuścińskiego to książka wartościowa, wydana w 1978 roku. Przedstawia władzę totalitarną w sposób ironiczny oraz dość łatwy do odebrania dla zwykłego czytelnika nie znającego poszczególnych charakterystyk różnych systemów władzy. Autor mistrzowsko pokazuje czytelnikowi, że totalitaryzm to system chory i niewydolny. Jego wewnętrzne sprzeczności prędzej czy później doprowadzą zawsze do końca tego ustroju. Choć Cesarz rządził swym krajem od roku 1930 do 1974, z pięcioletnią przerwą na okupację włoską, to w końcu zostaje pozbawiony wszystkiego. Mimo to, ciągle uważa się za Króla Królów Cesarstwa Etiopii, co pokazuje czytelnikowi ciemnotę i pozbawianie realnej analizy własnej sytuacji przez władzę totalitarnego państwa. Jest to dzieło, które ośmiesza również (oczywiście nie bezpośrednio) kraje realnego socjalizmu, do których w owym czasie należała Polska. Polacy mogą w sposób szczególny porównać czasy książki do okresu sprawowania władzy przez Wojciecha Jaruzelskiego. Ironia, poczucie absurdu i beznadziejności wynika z umiejętnego sposobu pisania Kapuścińskiego. Czytając jego dzieło z łatwością możemy odnieść problemy w nim zawarte nie tylko do Etiopii, ale też skłaniamy się do myśli o innych tego typu systemach w różnych krajach o podobnej charakterystyce, których nie brak było w ówczesnym świecie. „Cesarz”, który zdobył uznanie jako połączenie reportażu i kroniki w jedną całość, jest dziełem nietypowym, docenionym później w całym zachodnim świecie. Otrzymał wiele wyróżnień w prasie, np. brytyjskim „Sunday Times”. Autor porównany został do takich pisarzy jak Albert Camus. Niezależnie od systemu władzy oraz czasów, w jakich żyjemy, książka ta jest ponadczasowa, godna polecenia i bardzo wartościowa dla każdego czytelnika, zarówno wymagającego jaki i takiego, dla którego tematy polityczne nie są tematami najważniejszymi.


Mateusz Patelczyk

Akademia Marynarki Wojennej
Stosunki międzynarodowe

W Polsce powstało przeszło dwieście orlików. Część z nich sfinansowało Ministerstwo, część prywatne przedsiębiorstwa, które nagle postanowiły dofinansować sport młodzieżowy. I tutaj pojawia się pewne zastrzeżenie, bo czy na tych boiskach rzeczywiście gra młodzież? Jeśli tak, to kiedy?

Na większości boisk ministerialnych (tak je nazwijmy), grać można w ustalonych godzinach. Od 9:00 rano do późnych godzinnych wieczornych, z reguły jest to godzina 22:00. W dni robocze na grę nie ma co liczyć, bo boiska są na terenie szkoły. W weekend trenują tam albo szkolne drużyny, albo gra ojciec z synem.

Skąd ten brak młodych chłopaków i dziewcząt na boiskach z „publicznych” pieniędzy? Nie jest to przecież wina rodziców, którzy nie puszczają swoich kilkuletnich pociech po godzinie 18:00 na dwór. Nie jest to wina przysłowiowego pana Jana, który między godziną 18:00 a 22:00 musi pilnować oświetlenia na orliku. Nie jest to wina szkoły. No właśnie! Czy nie jest?

Po szkole szkoła

Jak wygląda życie dzieci w polskiej szkole? Standardowo idą do niej już na godzinę 8:00, zajęcia trwają z reguły do 15:00. Młodzież wraca do domu i do godziny 18:00, a czasami nawet dłużej, odrabia lekcje. Czasu na grę nie za wiele. Ktoś powie, że mogą przecież grać w weekendy. Możliwe to jest ewentualnie w sobotę. Niedziela? Nauka na poniedziałek i inne dni.

Praca domowa często jest specyficzną przeszkodą w rozwoju młodych ludzi. Kiedy dziecko ma mieć czas dla siebie, na rozwijanie swoich hobby, na bycie KREATYWNYM? Szkolnictwo już od podstawówki zabija w młodych ludziach to, co powinno być pielęgnowane – KREATYWNOŚĆ.

Co daje praca domowa? W rozumieniu nauczycieli, ma ona za zadanie sprawdzić wiedzę, jaką nabyliśmy w szkole. Ma sprawić, że utrwalimy to, czego się nauczyliśmy. W praktyce jest tak, że realizujemy niczemu nie przydatne zadania, tworzymy prezentacje, piszemy opowiadania, wypracowania, czy później eseje, referaty, których nikt tak naprawdę nie czyta, nie słucha, nie analizuje. Jak wszędzie są oczywiście wyjątki, potwierdzają one jednak tylko regułę.

Pytanie, jak to zmienić? Idealnym przykładem jest tutaj Hiszpania. Można powiedzieć, że mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego do najinteligentniejszych nie należą. Można im zarzucić lenistwo i inne przywary, ale jeżeli mówimy o piłce, to musimy przyznać, że Real Madryt i FC Barcelona to obecnie jedne z najlepszych klubów na świecie. Kto wygrał mistrzostwa Europy w Austrii i Szwajcarii? Hiszpania. Kto wygrał mistrzostwa Świata w RPA? Hiszpania. Kto wygrał Euro w Polsce i na Ukrainie? Hiszpania. Czy trzeba coś jeszcze dodawać?

Jak tam wygląda szkoła? Zajęcia   oczywiście odbywają się w podobnych godzinach jak w Polsce, z tą różnicą, że na ostatniej godzinie wszyscy razem odrabiają lekcje. Po szkole książki zostają w szafkach. Później jest czas wolny, czas na kreatywność, na pasję, na rozwój. Taki system ma swoje plusy i minusy. Będę jednak bronił opinii, że człowiek ambitny, ciekawy świata, zawsze będzie się rozwijał. Jeżeli ktoś chce, to książki zabierze do domu, ale po co go zmuszać.


PZPN – Piłka Zepsuła Polaków Najmłodszych

Okrzyki o PZPN są powszechnie znane. Powszechnie są uznawane za wulgarne, choć ponoć wulgaryzm użyty w odpowiedni sposób jest możliwy do zaakceptowania. Obecnie nastały czasy „nowej miotły”. Choć słowo „nowej” z dobroci serca pominę. Zbigniew Boniek i spółka zmieniają polski futbol, a za sprawą wiceprezesa Romana Koseckiego zmieniać mają również polską młodzież.

Zmiany rozpoczynają się od Centralnej Ligi Juniorów, która zastąpić ma Młodą Ekstraklasę. Z powagi sprawy zakpiono. Bo zastąpienie martwego produktu drugim martwym produktem, jest warte tyle, co przełączenie się z Wiadomości w TVP2 na Teleexpress w TVP1. Różnica? Brak… no, może z wyjątkiem prowadzących i wizualnej otoczki.

Gdzie leży błąd? W okręgowych związkach, w szkółkach piłkarskich, w podejściu do szkolenia młodzieży? Nie, moim zdaniem chodzi o szersze podejście do szkolenia dzieci. W Polsce przez wiele lat panował jeden schemat piłkarza – powinien być wysoki, mieć budowę ciała jak kulturysta, a w dodatku musi być szybki i zwinny. W tym celu, od szóstego, czasami ósmego roku życia, w polskich klubach dzieci prowadzane są na siłownię. Świętej pamięci profesor Jerzy Wielkoszyński, którego miałem okazję poznać w Zamościu, wykazał to na przykładzie adeptów futbolu – konkretnych juniorów lokalnego klubu, którzy z piłką szybko się rozstaną. Z grupy przeszło dziesięciu chłopców, dzisiaj w piłkę w miarę zawodowo gra jeden. Jest nim Tomasz Demusiak ze Stali Stalowa Wola (choć słowo zawodowiec w drugiej lidze jest mocno przesadzone, skoro w ekstraklasie pełno amatorów).

Jak to zmienić? Ponownie, trzeba odnieść się do wspominanej Hiszpanii, gdzie przez pierwsze lata treningu jedynym narzędziem z jakim dzieci mają styczność jest piłka. Odpowiednio dobrany trening dla młodego człowieka w zupełności wystarczy, aby poprawić jego wydolność i koordynację, aby pracować nad budową ciała, które jest w najszybszej fazie rozwoju.

Zachwycaliśmy się sukcesem reprezentacji Polski do lat 17. Przypominam – Piłkarze trenera Marcina Dorny zdobyli brązowy medal na mistrzostwach Europy. Ten, kto oglądał turniej rozgrywany na Słowenii, mógł zauważyć, że ci zawodnicy technicznie są o dwie klasy gorsi od rywali. Zapytacie, skąd zatem ten sukces? Moim zdaniem został on zwyczajnie wybiegany i wygrany siłą oraz taktyką i dyscypliną.

Co możemy zrobić? W Polsce, aby uczyć dzieci gry w piłkę nożną, wystarczy mieć albo znajomości, albo zrobić kurs na instruktora. Licencje trenerskie w Polskim Związku Piłki Nożnej są trudne do zdobycia. Powinniśmy zadbać, aby chętni, młodzi, zdolni ludzie mieli łatwy dostęp do szkół trenerskich, które pozwalają na uzyskanie odpowiednich uprawnień. Ponadto, powinno wprowadzić się szczegółowe obostrzenia dokładnie określające kiedy do treningu można wprowadzić ćwiczenia obciążające i rozwijające mięśnie. Dodatkowo, praca trenerska musi być stosowanie wynagradzana finansowo, żeby ci nie zastanawiali się czy z treningu zdążą do pracy.

Polska piłka, szczególnie ta młodzieżowa, leży. Duże znaczenie dla jej rozwoju będzie miał obecny sezon piłkarskiej ekstraklasy, w którym coraz odważniej stawia się na młodych. Ci z kolei, odwdzięczają się dobrą grą, a w przypadku Arkadiusza Milika, czy Rafała Wolskiego, także sporym zastrzykiem gotówki dla klubu, który wychował danego piłkarza.


Złota rada na koniec

Pomimo tych wszystkich świetnych wzorów, na które w dziedzinie szkolenia dzieci i młodzieży się powołujemy, warto zawsze pamiętać o naszej indywidualnej specyfice. Nie wszystkie dobre rozwiązania można żywcem przenieść na nasze warunki. Nawet najlepsza kopia, gorsza jest od przeciętnego oryginału. Liczę, że podejście do szkolenia zmieni się, że postawimy na profesjonalizm, a ten w perspektywie kilku lat zaowocuje nam wynikami, na które tak bardzo w Polsce czekamy.


Kamil Kusier

Student
Akademia Marynarki Wojennej
Stosunki międzynarodowe